Karaiby na statku. Relacja z 13-dniowego rejsu po 10 wyspach

Statek wycieczkowy AIDAperla zacumowany przy malowniczym nabrzeżu z palmami i stylową latarnią w tle.
Aida Perla w porcie na Arubie/fot. A. Skucińska

13 dni, 10 wysp i niezapomniane widoki. Czy rejs to najlepszy sposób na odkrywanie Karaibów? Sprawdziliśmy to już po raz trzeci!

Są podróże, które inspirują, są podróże, które zachwycają… i są takie, które zmieniają sposób, w jaki patrzymy na świat. Karaiby na statku to coś więcej niż relaks na pokładzie, kolorowe drinki, błękitne morze i rajskie plaże – to mieszanka kultur, historia piratów i konkwistadorów, surowe wulkaniczne krajobrazy i dzika przyroda, która wciąż rządzi niepodzielnie.

Karaiby na statku to najszybszy sposób, by w 13 dni zwiedzić 10 różnych wysp – bez pakowania się co noc i bez stresu o logistykę. Nasz rejs wycieczkowcem AIDA Perla startował z La Romana i prowadził przez Curaçao, Arubę, Grenadę, Barbados, St. Vincent i Grenadyny, St. Lucię, Dominikę i Gwadelupę. Poniżej znajdziesz kompletny plan trasy, praktyczne triki (transport, ceny, napiwki), listy atrakcji na każdej wyspie oraz szczere wnioski po trzecim sylwestrowym rejsie. Jeśli rozważasz Karaiby na statku po raz pierwszy, ten przewodnik pomoże Ci wybrać termin, budżet i linię dopasowaną do stylu podróżowania.

To był nasz trzeci rejs po Karaibach i trzeci sylwestrowy, ale też wyjątkowy – nie powtórzyliśmy żadnej z wcześniej odwiedzonych wysp. Chcieliśmy odkryć nowe miejsca, zobaczyć inne oblicze Karaibów i dotrzeć tam, gdzie jeszcze nas nie było.

Luksusowy basen w tropikalnym resorcie, otoczony palmami i słomianymi chatkami, z widokiem na ocean
Dominikana, La Romana/fot. A. Skucińska

W tym artykule “Karaiby na statku” zamieściłam pełną relację z tej bajecznej podróżydzień po dniu, wyspa po wyspie. Jeśli planujesz podobny rejs albo po prostu chcesz dowiedzieć się, jak wygląda taka podróż, w tym artykule znajdziesz:

✔️ Szczegółowy plan podróży dzień po dniu
✔️ Wyspy, ich atrakcje i plaże, które zwiedziliśmy
✔️ Praktyczne porady dla osób planujących rejs po Karaibach

Karaiby na statku – 10 wysp w 13 dni

W Europie zima rozpanoszyła się na dobre – dni są krótkie, noce mroźne, a świat przykrywa szarość i lodowaty wiatr. Marzenia o słońcu, ciepłym piasku pod stopami i błękicie morza stają się realne. 

Przez 13 dni na pokładzie AIDA Perla odwiedziliśmy 10 wysp, zanurzając się w ich niezwykły rytm – od kolonialnych miast, przez egzotyczne lasy deszczowe, po ukryte w dżungli wodospady i gorące źródła wulkaniczne.

Dzień 1: Dominikana – początek rejsu w La Romana

Na Dominikanę polecieliśmy z Frankfurtu, korzystając z czarterowego lotu liniami Condor. Po dziesięciogodzinnej podróży wreszcie nadszedł ten moment – lądowanie w La Romana. To tutaj oficjalnie rozpoczęła się nasza karaibska przygoda. Lot był długi, ale gorące powietrze i zapach morza od razu dały poczucie wakacyjnej swobody. Autobusy już czekały, by zabrać nas prosto do portu, gdzie mieliśmy około 3 godzin do zaokrętowania. 

Port w La Romana tętni życiem. Przed nami nasz statek – AIDA Perla, pływający gigant, który przez najbliższe dwa tygodnie stanie się naszym domem. Znamy go już dobrze – to właśnie na jego pokładzie odkrywaliśmy norweskie fiordy, podziwiając surowe klify i lodowce. Teraz czeka nas zupełnie inna podróż – pełna słońca, tropikalnych krajobrazów i egzotycznych wysp. Wchodzimy na pokład i od razu czujemy znajomy rytm – niemal jak powrót do domu, tylko w zupełnie nowej scenerii.

Karaiby na statku. Luksusowy statek wycieczkowy zacumowany przy tropikalnej plaży, otoczony palmami i rzędem leżaków dla turystów
Aida Perla w porcie/fot. A. Skucińska

Ale to dopiero początek. Gdy słońce powoli chowa się za horyzontem, AIDA Perla opuszcza port, kołysząc się na spokojnych wodach Morza Karaibskiego. Przed nami nowe miejsca, nieznane smaki i niezapomniane widoki. Jutro zaczyna się prawdziwa podróż.

📌 Dla kogo rejs po Karaibach? To świetna opcja dla tych, którzy chcą zobaczyć kilka rajskich wysp w krótkim czasie, nie martwiąc się o transport czy noclegi.

Dzień 2-3: Curaçao – atrakcje

Pierwszy port i od razu raj na ziemi. Curaçao to coś więcej niż tylko słynny likier – to wspaniałe plaże, kolorowa architektura Willemstad i niesamowite miejsca do nurkowania.

Pierwszy dzień pobytu w Curaçao poświęcamy na zwiedzanie wyspy, ruszając poza Willemstad, by odkryć dzikie, mniej znane zakątki Curaçao.

Charakterystyczne pastelowe budynki wzdłuż nabrzeża, odbijające się w spokojnej wodzie
Wiellemstad/fot. A. Skucińska

Pierwszy przystanek Shete Boka National Park, gdzie surowe, skaliste wybrzeże spotyka się z potęgą oceanu. Fale Atlantyku rozbijają się o klify z ogromną siłą, tworząc spektakularne fontanny morskiej wody. To miejsce pokazuje Curaçao w zupełnie innym wydaniu – dzikim, nieokiełznanym, zupełnie innym niż jego słynne, pocztówkowe plaże. Jednak tych również nie mogło zabraknąć.

Plaża Kenepa Grandi to dokładnie ten widok, który pojawia się we wszystkich rankingach najpiękniejszych plaż Karaibów – biały piasek, lazurowa woda i palmy rzucające cień na złocisty brzeg. Gdy patrzymy na krajobraz, trudno uwierzyć, że to rzeczywistość, a nie retuszowane zdjęcie.

Zdjęcie przedstawia malowniczą plażę Kenepa Grandi na Curaçao, otoczoną bujną, zieloną roślinnością i skalistymi wzgórzami. Krystalicznie czysta, turkusowa woda zachęca do kąpieli, a na piaszczystym brzegu widać licznych turystów wypoczywających na leżakach pod parasolami z liści palmowych.
Plaża Kenepa Grandi na Curacao/fot. S. Aga

Na koniec dnia odwiedzamy Solnisko Jan Kok, gdzie w płytkich wodach dostojnie przechadzają się flamingi. Ich różowe sylwetki odbijają się w lustrzanej tafli solniska, tworząc niemal hipnotyzujący obraz. To idealne miejsce, by zakończyć dzień pełen wrażeń – spokojnie, wśród natury i kojącej ciszy wyspy.

Drugiego dnia postanawiamy zgubić się w uliczkach Willemstad. Najpierw kierujemy się do Fortu Amsterdam, historycznej twierdzy strzegącej miasta od czasów holenderskiej kolonizacji. Stąd już tylko krok do centrum Willemstad – miejsca, gdzie kolonialna przeszłość splata się z karaibską radością życia. Kolorowe kamienice w pastelowych odcieniach przywodzą na myśl Amsterdam, ale poczucie luzu i muzyka dobiegająca z ulicznych knajpek przypominają, że jesteśmy na Karaibach.

Miasto tętni świąteczną atmosferą – ulice ozdobione są girlandami, choinkami, Mikołajami i bałwanami, a w witrynach migoczą bożonarodzeniowe dekoracje, tworząc kontrast między tropikalnym klimatem a zimową symboliką.

fektowna dekoracja świąteczna z dużymi czerwonymi literami 'XMAS', ozdobiona bombkami, girlandami i figurkami dziadków do orzechów
Święta w Curacao/fot. A. Skucińska

Curaçao to jedna z najbardziej kolorowych wysp Karaibów, gdzie holenderska architektura spotyka się z tropikalnym klimatem. Willemstad, wpisane na listę UNESCO, zachwyca pastelowymi budynkami i tętniącymi życiem uliczkami. Poza miastem czekają turkusowe laguny, ukryte plaże i jedne z najlepszych miejsc do snorkelingu w regionie. Więcej o najpiękniejszych zakątkach wyspy przeczytasz w artykule: Curaçao. Wyspa kolorów i słońca

Co zobaczyć na Curaçao?

Willemstad – kolorowe kolonialne domy wpisane na listę UNESCO
Most Królowej Emmy – słynny pływający most
Destylarnia Curaçao – gdzie powstaje słynny niebieski likier
Plaża Kenepa – jedna z najpiękniejszych plaż na Karaibach
Park Narodowy Christoffel obejmujący m.in. najwyższy szczyt wyspy – Christoffelberg (372 m n.p.m.)
Park Narodowy Shete Boka – imponujące formacje skalne i morskie jaskinie, w które uderzają potężne fale
Plaża Porto Marie, znana m.in. z dzikich świń biegających po plaży
Akwarium morskie – jedno z najbardziej unikalnych akwariów na świecie

Surowe klify otaczające niewielką zatoczkę, gdzie oceaniczne fale z impetem rozbijają się o skały
W Shete Boka/fot. A. Skucińska

Wieczorem AIDA Perla leniwie odpływa w stronę Aruby, a my zostawiamy za sobą wyspę, która oczarowała nas na wiele sposobów.

TIP: Jeśli chcesz zobaczyć coś dosyć oryginalnego, odwiedź Playa Porto Mari, gdzie można spotkać dzikie świnie chodzące po plaży!

Dzień 4: Aruba – piękne plaże i kolonialny Oranjestad

Arubę zaczynamy odkrywać od Oranjestad, bo to tutaj w porcie zacumował nasz statek. Stolica wyspy od razu zaskakuje kontrastami – kolorowe, kolonialne kamienice w holenderskim stylu, a wokół nich egzotyczna roślinność i powiew gorącego, pustynnego wiatru. Można tu znaleźć zarówno tradycyjne targi, luksusowe sklepy, jak i knajpki serwujące karaibskie przysmaki. To idealne miejsce na spacer i odkrywanie lokalnej kultury. jest tu też plaża.

Ścieżka prowadząca wśród wysokich palm i słomianych parasoli, otoczona zielenią, z widokiem na turkusowe morze
Plaża w Arubie/fot. A. Skucińska

Wycieczka po Arubie

Po krótkim spacerze po mieście, wsiadamy do autobusu i ruszamy w głąb wyspy. Z każdą minutą Aruba odsłania swoje mniej znane oblicze – miejsce, gdzie krajobraz zmienia się z tropikalnego na surowy i pustynny, a zamiast palm pojawiaja się mnóstwo “wężowych” kaktusów i drzewka divi-divi.

Casibari Rock Formation – jednym z najbardziej nietypowych miejsc na wyspie jest Casibari Rock Formation – skupisko ogromnych, wygładzonych głazów, które wyrastają z płaskiego krajobrazu Aruby. Można się na nie wspiąć i podziwiać panoramiczny widok na całą wyspę. 

Kamienne schody prowadzące przez formacje skalne i wysokie kaktusy w pustynnym krajobrazie
Casibari Rock Formation/fot. A. Skucińska

Alto Vista Chapel – ukryta pośród suchych wzgórz i kaktusów, kaplica Alto Vista to jedno z najbardziej malowniczych miejsc na Arubie. To najstarsza kaplica na wyspie, zbudowana w 1750 roku przez hiszpańskich misjonarzy. Warto tu zajrzeć – nie tylko dla samej budowli, ale też dla niesamowitej ciszy i widoków na ocean.

Urokliwy żółty kościółek z czerwonym dachem na wzgórzu, otoczony pustynnym krajobrazem i pochmurnym niebem
Alto Vista, Aruba/fot. A. Skucińska

California Lighthouse –  położona na północnym krańcu Aruby, latarnia morska California Lighthouse oferuje jedne z najlepszych panoramicznych widoków na wyspę. Widać stąd zarówno turkusowe morze, jak i pustynne wnętrze Aruby. Nazwa latarni pochodzi od statku California, który zatonął u wybrzeży wyspy w XIX wieku. To idealne miejsce na zachód słońca!

Wysoka, biała latarnia morska na pustynnym, skalistym terenie, z turystami i straganami w pobliżu
Latarnia Kalifornia, Aruba/fot. A. Skucińska

Baby Bridge to mniejsza wersja słynnego Natural Bridge, który niestety zawalił się w 2005 roku. Obydwa „mosty” to formacje skalne utworzone przez fale Atlantyku.

Co warto zobaczyć na Arubie?

Park Narodowy Arikok – różnorodne krajobrazy, od pustynnych terenów po jaskinie z malowidłami naskalnymi
Casibari Rock Formation – głazy rozsiane po pustynnym krajobrazie
Baby Bridge – mniejszy brat zawalonego Natural Bridge
Alto Vista Chapel – najstarszy kościół na wyspie, położony w malowniczym otoczeniu
California Lighthouse – latarnia z panoramicznym widokiem na Arubę
Eagle Beach – jedna z najpiękniejszych plaż Karaibów
Baby Beach – spokojna, płytka laguna idealna dla rodzin z dziećmi oraz miłośników snorkeling
Palm Beach – Tętniąca życiem plaża z licznymi resortami, restauracjami i możliwościami uprawiania sportów wodnych.
Jaskinie Fontein i Quadirikiri – jaskinie z unikalnymi formacjami skalnymi i rysunkami naskalnymi
Farma Motyli – tropikalne sanktuarium, gdzie można podziwiać tysiące kolorowych motyli z różnych zakątków świata

Malowniczy naturalny most skalny nad oceanem, ukształtowany przez siłę fal
Baby Bridge Aruba/fot. A. Skucińska

Tip: Aruba to niewielka wyspa, ale pełna ukrytych perełek, które warto odkrywać na własną rękę. Najlepszym sposobem na zwiedzanie Aruby jest wynajęcie samochodu lub jeep’a 4×4, zwłaszcza jeśli planujesz odwiedzić Park Narodowy Arikok, Natural Pool (Conchi) czy północne, bardziej surowe wybrzeże wyspy.
Dodatkowy plus? Aruba ma ruch prawostronny, więc prowadzenie jest intuicyjne!

Dzień 5: Grenada – Boże Narodzenie na karaibskiej plaży 

Boże Narodzenie na Karaibach? Zamiast śniegu – biały piasek, zamiast choinki – palmy, zamiast zimowych swetrów – stroje kąpielowe. Choć sceneria zupełnie inna niż w Europie, świąteczny klimat dało się wyczuć na każdym kroku.

Grenada to “Wyspa Przypraw”, a ich aromat unosi się w powietrzu niemal tak intensywnie jak morska bryza. Gałka muszkatołowa, cynamon, goździki – zapachy, które w Europie kojarzą się z piernikami i grzańcem, tutaj są codziennością.

Fale delikatnie uderzają o brzeg, podczas gdy ludzie kąpią się w turkusowej wodzie, a na horyzoncie widać łodzie i jachty
Grenada/fot. A. Skucińska

Grand Anse Beach – święta na plaży
Dzień spędzamy na Grand Anse Beach, jednej z najpiękniejszych plaż Karaibów. Drobnym, białym piaskiem ciągnie się na kilka kilometrów, a woda jest tu spokojna i krystalicznie czysta. W tle góry porośnięte tropikalnym lasem, a wokół plaży małe bary serwujące świeże owoce i lokalne przekąski. Idealne miejsce na relaks z dobrą książką.

Atrakcje na Grenadzie

Grenada oferuje bogactwo atrakcji dla turystów. Oto kilka miejsc, które warto odwiedzić -jeśli masz ochotę na coś więcej niż plażowanie!:

St. George’s – stolica Grenady z kolorowymi domkami i widokiem na zatokę
Grand Anse Beach – szeroka, piaszczysta plaża z lazurową wodą
Belmont Estate – plantacja kakao i przypraw, gdzie można zobaczyć proces produkcji czekolady
Grand Etang Lake – jezioro w kraterze wygasłego wulkanu, otoczone tropikalnym lasem
Annandale Falls – niewielki, ale malowniczy wodospad ukryty w dżungli
Fort George – forteca zbudowana w 1706 roku, oferująca panoramiczne widoki
✔ Podwodny Park Rzeźb Molinere – atrakcja dla miłośników nurkowania i snorkelingu

Widok na portowe miasteczko z kolorowymi budynkami na wzgórzach, otoczone zielenią i wodami zatoki
Port w Grenadzie/fot. A. Skucińska

Tip: Jeśli chcesz kupić przyprawy na pamiątkę, wybieraj te sprzedawane luzem na lokalnych targach – są świeższe i tańsze niż te w turystycznych sklepikach.

Dzień 6: Barbados – co warto zobaczyć?

Po dniu leniuchowania na Grenadzie, Barbados postanowiliśmy zwiedzić z wycieczką zorganizowaną przez statek. Autobusem ruszyliśmy w trasę, odkrywając widokowe punkty wyspy, historyczne miejsca i jej bardziej surowe, atlantyckie oblicze.

Saint Stepney – widok na serce Barbadosu
Pierwszym przystankiem był punkt widokowy Saint Stepney, skąd można zobaczyć panoramę Barbadosu. Zielone wzgórza, rozciągające się aż po horyzont pola trzciny cukrowej i błękit oceanu w oddali – wszystko to tworzyło obraz sielankowej, karaibskiej wyspy, choć czuć było też brytyjski wpływ w układzie dawnych plantacji. To spokojne miejsce, które pozwala spojrzeć na Barbados z innej perspektywy.

Bathsheba Park – Atlantyk w najdzikszym wydaniu
Kolejny przystanek to Bathsheba Park, położony na wschodnim wybrzeżu Barbadosu, gdzie Atlantyk pokazuje swoją potęgę. To zupełnie inny krajobraz niż na zachodniej części wyspy – tu nie ma spokojnych lagun ani złocistych plaż otoczonych palmami. Zamiast tego fale Atlantyku rozbijają się o klify z ogromną siłą, tworząc wysokie kolumny białej piany. To tutaj znajduje się znany z pocztówek głaz stojący tuż przy brzegu.

Ogromna skała wyrastająca z oceanu przy brzegu tropikalnej plaży, otoczona falami i palmami.
Batsheba Barbados/fot. A. Skucińska

Kościół św. Jana – kolonialna historia z widokiem na ocean
Kolejny punkt wycieczki to kościół św. Jana (St. John’s Parish Church), jeden z najstarszych i najbardziej malowniczo położonych zabytków Barbadosu. Świątynia stoi na wzgórzu, skąd rozciąga się widok na całe wschodnie wybrzeże wyspy.

Kamienne mury, gotyckie łuki i zabytkowe nagrobki wokół kościoła przenoszą w czasie do epoki kolonialnej, kiedy to Barbados był kluczową kolonią brytyjską. Wśród pochowanych tutaj osób jest nawet jeden z dawnych gubernatorów wyspy. To miejsce, które przypomina, że Barbados to nie tylko rajskie krajobrazy, ale też bogata, wielowarstwowa historia.

Barbados – atrakcje

Poza miejscami, które odwiedziliśmy podczas wycieczki, Barbados ma jeszcze sporo do zaoferowania. Kilka atrakcji, które tym razem ominęłam, ale mogą być warte uwagi:

Saint Stepney – punkt widokowy, z którego widać zielone wzgórza i ocean
Bathsheba Park – surowe wybrzeże z potężnymi falami Atlantyku
Kościół św. Jana – zabytkowa świątynia ze starym cmentarzem
Carlisle Bay – zatoka, gdzie można pływać z żółwiami morskimi
Mount Gay Distillery – najstarsza destylarnia rumu na świecie
Harrison’s Cave – podziemny system jaskiń ze stalaktytami i krystalicznymi jeziorami

Stare, kamienne groby w otoczeniu tropikalnych drzew i roślinności, z widokiem na ocean
Barbados, zabytkowy cmentarz/fot. A. Skucińska

Tip: Jeśli masz więcej czasu na Barbados, warto wynająć samochód i przejechać wyspę we własnym tempie – jest stosunkowo mała i łatwa do zwiedzania! 

Dzień 7: St. Vincent i Grenadyny – rajska Princess Margaret Beach 

St. Vincent i Grenadyny to archipelag 32 wysp, gdzie tropikalna zieleń porasta strome klify, a turkusowa woda rozlewa się po cichych zatoczkach. Dla wielu turystów to rajskie wyspy na końcu świata, dla filmowców – idealna sceneria dla epickich opowieści. To tutaj kręcono „Piratów z Karaibów“. Tym razem zamiast zwiedzać główną wyspę, wsiedliśmy na prom i popłynęliśmy na Princess Margaret Beach, jeden z najbardziej malowniczych zakątków Grenadyn.

Egzotyczna plaża z turkusową wodą, ludźmi pływającymi i dzieckiem robiącym gwiazdę na tle zacumowanych jachtów
Princess Margaret Beach/fot. A. Skucińska

Princess Margaret Beach – karaibski raj w najczystszej postaci
Po ok. czterdziestu minutach rejsu promem dopływamy do Bequii, jednej z najbardziej urokliwych wysp Grenadyn. Choć to tylko 9 kilometrów długości, kryje w sobie prawdziwe perełki – jedną z nich jest Princess Margaret Beach, nasz dzisiejszy cel.

Spacerując wzdłuż plaży, mijamy niewielkie “kramy”, w których tubylcy serwują lokalne drinki i zimne piwo. Po raz trzeci próbuję homara, tym razem grillowanego, ale okazuje się, że jednak nie jest to mój smak.

Bar na plaży Bequia/fot. A. Skucińska

Woda jest przejrzysta, spokojna i ciepła, a piasek delikatny. Wynajmujemy leżaki i kolejny dzień upływa na totalnym relaksie. Po kilku godzinach leniwego pływania i chłonięcia tej niezwykłej atmosfery, wracamy na prom. Bequia zostaje za nami, a my wracamy na pokład i wieczorem wyruszamy w kierunku kolejnej wyspy.

Co warto zobaczyć na St. Vincent i Grenadynach?

Saint Vincent i Grenadyny to archipelag pełen ukrytych perełek, więc najlepszym sposobem na zwiedzanie jest skakanie między wyspami łodzią lub katamaranem. Nie ograniczaj się tylko do głównej wyspy – Bequia, Mustique, Tobago Cays czy Mayreau to prawdziwe skarby!

La Soufrière Volcano – aktywny wulkan, na który można wejść!
Tobago Cays – jeden z najlepszych spotów do snorkelingu na Karaibach
Botanical Gardens w Kingstown – najstarszy ogród botaniczny na Karaibach, pełen egzotycznych roślin i papug.
Fort Charlotte – historyczna forteca z panoramicznym widokiem na stolicę Kingstown i ocean.
Wallilabou Bay – miejsce, gdzie kręcono Piraci z Karaibów! Można tu zobaczyć oryginalne dekoracje z filmu
Wodospady Dark View położone na północno-zachodnim wybrzeżu Saint Vincent
Plaża Macaroni Bay na Mustique – uznawana za jedną z najpiękniejszych plaż na ekskluzywnej wyspie Mustique

Tip: Jeśli marzysz o pływaniu z żółwiami, Tobago Cays to absolutny must-see! Zabierz ze sobą maskę do snorkelingu i przygotuj się na jedne z najlepszych podwodnych widoków na Karaibach.

Dzień 8: St. Lucia – katamaran i wodospady w rytmie reggae 

St. Lucia to wyspa, która ma wszystko – od wulkanicznych krajobrazów, przez rajskie plaże, aż po prawdziwie karaibską atmosferę. Dziś postawiliśmy na katamaran, lokalnych przewodników i pełne zanurzenie w rytmie wyspy. To była jedna z tych wycieczek, które najlepiej oddają klimat wyspy.

Widok na lazurową zatokę otoczoną wzgórzami, palmami i luksusowymi jachtami.
Zatoka Marigot St. Lucia/fot. A. Skucińska

Rejs w rytmie reggae i rumu

Tym razem zamiast klasycznej wycieczki ze statku, wybraliśmy rejs katamaranem z lokalną załogą – i to była najlepsza możliwa decyzja. Już na pokładzie czuć, że to będzie wyjątkowy dzień. Załoga wita nas w rytmie reggae, a na barze czekają pierwsze kieliszki lokalnego rumu. Wiatr rozwiewa włosy, a katamaran płynie wzdłuż zatoki Marigot, jednej z najbardziej malowniczych na Karaibach. Podobno w tej okolicy swoją willę ma Mick Jagger – trudno się dziwić, miejsce wygląda jak raj

Turystyczny katamaran przycumowany w porcie, z załogą przygotowującą łódź do rejsu, otoczony innymi jachtami
Katamaran St. Lucia/fot. A. Skucińska

Z każdą przepłyniętą milą krajobraz robił coraz większe wrażenie, aż w końcu na horyzoncie pojawiły się Gros Piton i Petit Piton – dwa wulkaniczne szczyty, które są symbolem St. Lucii. Widok nie do podrobienia. I tak dotarliśmy do Jalousie Beach, gdzie czekał na nas kolejny etap tej karaibskiej przygody.

Wulkaniczne kąpiele błotne i wodospady
Przy plaży czekał na nas bus, którym ruszyliśmy w głąb wyspy. Pierwszym przystankiem był Sulphur Springs – miejsce, które St. Lucia dumnie określa jako “jedyny wulkan na świecie, do którego można wjechać samochodem”. Brzmi spektakularnie, ale w rzeczywistości oznacza to, że droga prowadzi przez aktywną strefę geotermalną, pełną bulgoczącego błota, gorących źródeł i gęstych oparów siarki.

Turyści pokryci leczniczym błotem relaksujący się w naturalnych gorących źródłach wulkanicznych.
Sulphur Springs/fot. A. Skucińska

Jedną z największych atrakcji tego miejsca są wulkaniczne kąpiele błotne. Według miejscowych siarkowe błoto ma właściwości odmładzające, dlatego wiele osób decyduje się na pokrycie nim całego ciała, a potem zmycie go w ciepłej rzece. 

Kolejny punkt zwiedzania to wodospady. Toraille Waterfall – 15-metrowa kaskada, pod którą można stanąć i poczuć na sobie siłę spadającej wody – chłód był idealnym kontrastem po gorących źródłach. Kolejny przystanek – Diamond Waterfall w Diamond Botanical Gardens.

Relaks na plaży i powrót w rytmie reggae
Po zwiedzaniu wyspy wróciliśmy na katamaran, który czekał przy brzegu. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a my znów mieliśmy przed sobą turkusową wodę i rytmy reggae na pokładzie.

Złocista plaża z turkusową wodą, otoczona gęstym lasem palmowym, z leżakami i słomianymi parasolami
Anse Chastanet Beach/fot. A. Skucińska

Zanim jednak skierowaliśmy się w stronę statku, zatrzymaliśmy się jeszcze na plaży Anse Chastanet. Mniej zatłoczona niż pobliska Sugar Beach, otoczona dżunglą, z delikatnymi falami – idealne miejsce na ostatnią kąpiel tego dnia. Po krótkim relaksie obraliśmy kurs na statek. Bez wątpienia to był najlepszy dzień podczas całego rejsu

Atrakcje na St. Lucia

Gros Piton i Petit Piton – ikoniczne szczyty wulkaniczne
Sulphur Springs – kąpiele błotne w aktywnej strefie geotermalnej
Toraille Waterfall – wodospad, pod którym można się wykąpać
Anse Mamin – kameralna plaża otoczona dżunglą
Anse Chastanet – plaża i resort oferujące doskonałe warunki do nurkowania i snorkelingu dzięki bogatej rafie koralowej
PN Pigeon Island – historyczny park z ruinami fortów oraz panoramicznymi widokami
Rodney Bay – tętniąca życiem zatoka z licznymi restauracjami, sklepami i noclegami
Marigot Bay – malownicza zatoka, uważana za jedną z najpiękniejszych na Karaibach
Ogrody Botaniczne Diamond – piękne ogrody z różnorodną roślinnością tropikalną oraz imponującym wodospadem Diamond

Plażowicze pływający w spokojnym morzu u podnóża majestatycznej góry Piton, z żaglowcem zakotwiczonym w pobliżu
Jeden z Pitonów/fot. A. Skucińska

Tip: Najlepszym sposobem na zwiedzanie St. Lucii jest wycieczka prowadzona przez miejscowych – swobodniejsza atmosfera, autentyczne doświadczenie i mnóstwo dobrej energii.

Dzień 9: Dominika – wodospady i dżungla

Dominika to najbardziej dzika i surowa wyspa, jaką odwiedziliśmy podczas tego rejsu. Nie znajdziemy tu za wiele luksusowych resortów – zamiast tego są góry, wulkaniczne krajobrazy i gęste lasy deszczowe, które pokrywają prawie całą wyspę. To Karaiby w ich najbardziej pierwotnej wersji. Tym razem postawiliśmy na krajobrazową wycieczkę organizowaną przez statek, a plan dnia zapowiadał się naprawdę intensywnie.

Emerald Pool – tropikalna oaza ukryta w dżungli
Pierwszy przystanek to Emerald Pool, czyli wodospad wpadający do niewielkiego, turkusowego jeziorka ukrytego w samym sercu tropikalnej dżungli. Ścieżka prowadzi przez bujną roślinność, a powietrze jest wilgotne i pachnie mokrą ziemią oraz liśćmi. Słońce przebija się przez korony drzew, tworząc złote refleksy na tafli wody.

Mały wodospad wpadający do turkusowego basenu, otoczony bujną zielenią i tropikalnymi roślinami
Emerald Pool, Dominika/fot. A. Skucińska

Na miejscu jest cicho, słychać tylko szum wodospadu i śpiew ptaków. To jedno z tych miejsc, gdzie natura wygląda tak idealnie, że aż trudno uwierzyć, że to nie jest filmowa scenografia.

Jacko Falls i Spanny Falls – siła karaibskich wodospadów
Kolejne przystanki to Jacko Falls i Spanny Falls – dwa zupełnie różne, ale równie spektakularne wodospady. Jacko Falls to idealne miejsce na chwilę ochłody – woda spada tu z dużej wysokości, a otaczająca go gęsta roślinność sprawia, że wygląda jak ukryta oaza.

Spanny Falls to dwupoziomowa kaskada, do której prowadzi wąska, błotnista ścieżka przez dżunglę. Wilgotne powietrze, gęsta roślinność i wszechobecna soczysta zieleń sprawiają, że łatwo zapomnieć, że jesteśmy na karaibskiej wyspie, a nie gdzieś w amazońskiej puszczy.

Hibiscus Valley – obiad wśród tropikalnej zieleni
Po kilku godzinach trekkingu przyszedł czas na przerwę w Hibiscus Valley Inn, małym, klimatycznym miejscu otoczonym tropikalną roślinnością. Menu? Kolokazja jadalna, plantany, słodki ziemniak, soczewica i sałatka z marchewką. Brzmiało egzotycznie, ale w rzeczywistości było dość nijakie – brak przypraw sprawił, że dania nie zrobiły większego wrażenia.

W tle rozbrzmiewały karaibskie bębny, a tancerze w kolorowych strojach prezentowali lokalne układy taneczne. Atmosfera była przyjemna, ale bez większych emocji – bardziej dla turystów niż dla autentycznego doświadczenia kulturowego.

Roseau – stolica Dominiki w karaibskim stylu
Po obiedzie ruszyliśmy na objazdową wycieczkę po Roseau, stolicy Dominiki. To niewielkie, ale tętniące życiem miasto, gdzie kolonialna architektura łączy się z karaibskim luzem. Kolorowe domy, wąskie uliczki, targi pełne owoców i lokalnych przypraw – to miejsce, gdzie prawdziwe życie wyspy jest widoczne na każdym kroku.

Widok z góry na miasto otoczone zielenią, z dużym statkiem wycieczkowym zacumowanym przy brzegu i oceanem w tle.
Roseau, Dominika/fot. A. Skucińska

Ostatnim przystankiem był Ogród Botaniczny w Roseau, jeden z najstarszych tego typu na Karaibach. Ogromne drzewa mangowe, tropikalne kwiaty i wszechobecna zieleń sprawiały, że to idealne miejsce na chwilę odpoczynku po intensywnym dniu.

Zielony park z wysokimi palmami i bujną roślinnością, otoczony wzgórzami porośniętymi gęstym lasem
Ogród Botaniczny/fot. A. Skucińska

Co warto zobaczyć na Dominice?

Wodospady Trafalgar – “bliźniacze wodospady”, położone w bujnym lesie deszczowym
Wąwóz Titou – malowniczy wąwóz, w którym można pływać w krystalicznie czystej wodzie
Emerald Pool – wodospad otoczony bujną dżunglą
Boiling Lake (Wrzące Jezioro)- drugie co do wielkości gorące jezioro na świecie
Park Narodowy Morne Trois Pitons – obszar wpisany na listę UNESCO, obejmujący góry, lasy deszczowe, gorące źródła i wodospady
Jacko Falls – ukryta oaza idealna na ochłodę
Spanny Falls – dwupoziomowa kaskada w tropikalnym lesie
Roseau – kolonialna stolica z autentycznym karaibskim klimatem
Ogród Botaniczny w Roseau – tropikalna zieleń i egzotyczne papugi
Wioska Kalinago – miejsce, gdzie można poznać kulturę i tradycje rdzennych mieszkańców wyspy – ludu Kalinago

Więcej o Dominice:

Dzień 10: Gwadelupa – kontrasty francuskiej wyspy

Po intensywnych dniach przyszedł czas na Gwadelupę – wyspę, gdzie karaibska egzotyka łączy się z francuskim klimatem. To terytorium zamorskie Francji, więc czasem na ulicach słychać język Moliera. Zamiast zorganizowanej wycieczki postanowiliśmy zwiedzać wyspę na własną rękę, zaczynając od jej największego miasta – Pointe-à-Pitre.

Targ w Pointe-à-Pitre – chaos i egzotyka w najlepszym wydaniu
Pierwszym przystankiem był targ w Pointe-à-Pitre – miejsce pełne kolorów, zapachów i dźwięków, gdzie handel to prawdziwy spektakl. Sprzedawcy z pasją zachwalają swoje towary, przekrzykując się nawzajem w rytmicznej kakofonii głosów.

Stoisko na targu pełne lokalnych pamiątek, lalek, rękodzieła i butelek rumu, z kupującymi w tle
Targ, Pointe-à-Pitre/fot. A. Skucińska

Stoiska uginają się pod ciężarem przypraw i egzotycznych owoców – mango, ananasów, gujawy i marakui. W powietrzu unosi się zapach wanilii, cynamonu i gałki muszkatołowej, a obok owoców można znaleźć lokalne rumy, aromatyczne przyprawy i ręcznie tkane kosze. Jest chaotycznie, głośno, ale i fascynująco – to miejsce, gdzie można poczuć prawdziwy rytm Gwadelupy.

Pointe-à-Pitre – miasto kontrastów
Ale im dalej od targu, tym bardziej miasto pokazuje swoje drugie oblicze. Pointe-à-Pitre to dziwna mieszanka kolonialnej historii, karaibskiej energii i widocznych oznak upływu czasu.

Kolorowe murale zdobią ściany budynków, ale wiele z nich to opuszczone, zaniedbane kamienice z odpadającym tynkiem. Eleganckie butiki pełne francuskiego rzemiosła sąsiadują z opustoszałymi ulicami, gdzie czas jakby się zatrzymał. Miasto wydaje się jednocześnie żywe i zniszczone, fascynujące i przygnębiające.

Kolorowy mural przedstawiający portret kobiety z intensywnym spojrzeniem, namalowany na starej drewnianej ścianie z cegłami
Mural, Pointe-à-Pitre/fot. A. Skucińska

Spacerując jego ulicami, nie sposób nie odczuć dziwnego dysonansu – z jednej strony to serce ekonomiczne wyspy, pełne życia i targowego gwaru, z drugiej – miejsce, które w wielu miejscach wygląda, jakby potrzebowało nowej energii i świeżego tchnienia.

Gwadelupa okazała się innym doświadczeniem niż wcześniejsze wyspy. Z jednej strony egzotyczny klimat i intensywne życie targowe, z drugiej – zaniedbane budynki i wrażenie miasta, które kiedyś miało swój złoty okres, ale teraz jest w cieniu własnej historii. Nie była to wyspa, która oczarowała od pierwszej chwili, ale była prawdziwa, surowa i pełna kontrastów.

Ruiny starego budynku z częściowo zachowanym muralem przedstawiającym miejską scenę i kobiecą twarz, otoczone zielenią
Pointe-à-Pitre/fot. A. Skucińska

Wieczorem wróciliśmy na statek, zostawiając za sobą Pointe-à-Pitre i jego specyficzny, trudny do uchwycenia klimat. Jutro Sylwester – ostatnia noc roku i kolejna przygoda na pełnym morzu.

Co warto zobaczyć na Gwadelupie?

Targ w Pointe-à-Pitre – egzotyczne smaki, lokalne przyprawy i autentyczna atmosfera
Memorial ACTe – interaktywne muzeum poświęcone historii niewolnictwa
Wulkan La Soufrière – najwyższy szczyt Małych Antyli, idealny na trekking
Rezerwat Cousteau – jedno z najlepszych miejsc do nurkowania na Karaibach
Ogród Botaniczny Deshaies – egzotyczna roślinność i tropikalna cisza
Destylarnia rumu Domaine de Séverin – miejsce, gdzie można poznać proces produkcji lokalnego rumu oraz skosztować różnych jego odmian

Dzień 11: Sylwester na pełnym morzu – bez fajerwerków

Sylwester na Karaibach mógłby kojarzyć się z wielką imprezą, muzyką na żywo i tańcem do rana. I tak właśnie wspominam go z dwóch poprzednich rejsów. Na AIDA Perla było jednak zupełnie inaczej – spokojnie i bez większych emocji.

Na górnym pokładzie grała muzyka, a goście podrygiwali w rytm melodii, ale o prawdziwych tańcach nie było mowy. Nie było specjalnej kolacji, wielkich dekoracji ani wyjątkowego programu – po prostu kolejny wieczór na statku, tyle że z odliczaniem do północy. Jedyne, o co poproszono pasażerów, to białe stroje, co nadawało wieczorowi inny niż zwykle charakter.

Grupa ludzi ubranych na biało tańczy na imprezie, oświetlonej różowym światłem i sceną z występem na żywo.
Aida Perla, Sylwester/fot. A. Skucińska

Północ przyszła prawie niezauważenie – odliczanie, krótki toast, jakieś fajewerki “zza ściany” kilka uścisków i cichy aplauz. Może to dlatego, że AIDA to niemiecki statek, obsługujący głównie niemieckojęzycznych pasażerów, a ich podejście do świętowania może być po prostu bardziej stonowane.
Dla tych, którzy lubią kameralne świętowanie, mogło to być przyjemne, ale jeśli ktoś liczył na prawdziwą imprezę sylwestrową, mógł się rozczarować.

To był Sylwester bez fajerwerków – dosłownie i w przenośni.

Co warto wiedzieć o sylwestrze na morzu?
✔ AIDA Perla – bardziej elegancka i spokojna atmosfera, bez wielkiego show
✔ Carnival, Royal Caribbean, MSC – jeśli szukasz imprezowego klimatu, te linie oferują huczne zabawy z DJ-ami i pokazami

💡 Wskazówka podróżna: Przed wyborem rejsu warto sprawdzić, jak dana linia organizuje sylwestrową noc – każda robi to inaczej!

Dzień 12: Ostatni dzień na morzu – czas na pakowanie

Ostatni dzień rejsu to dzień na morzu – moment, gdy nie trzeba nigdzie się spieszyć. Słońce leniwie wschodzi nad bezkresnym oceanem, a my w końcu mamy czas na spokojny relaks.
Dzień spędzamy przy basenie, z książką w ręku, popijając koktajle i ciesząc się ostatnimi chwilami karaibskiego słońca. Niektórzy korzystają z atrakcji na statku – siłownia, spa, jacuzzi z widokiem na morze. Nigdzie indziej na świecie czas nie płynie tak wolno jak na pełnym morzu.

Chmury oświetlone zachodzącym słońcem nad morzem
Morze Karaibskie/fot. A. Skucińska

Wieczorem przychodzi moment, którego nikt nie lubi – pakowanie walizek. Z ciężkim sercem składamy letnie ubrania, zamieniając je na takie, które przydadzą się w chłodniejszym klimacie.

Dzień 13: Powrót na Dominikanę – ostatnie chwile w raju

Statek ponownie cumuje w La Romana, ale tym razem nie czeka na nas już żadna przygoda – tylko lot powrotny do Europy. Jeszcze ostatni rzut oka na Karaiby, jeszcze ostatni oddech ciepłego, słonego powietrza.

Samolot linii Condor w biało-zielone pasy stoi na płycie lotniska, gotowy do załadunku pasażerów i bagażu
La Romana/fot. A. Skucińska

Karaiby na statku to wyjątkowe doświadczenie – możliwość odwiedzenia kilku rajskich wysp w krótkim czasie, bez martwienia się o transport czy noclegi. Każdego dnia budziliśmy się w nowym miejscu, odkrywając różnorodność tego regionu.

Taki sposób podróżowania ma wiele zalet. Statek jest wygodną bazą, gdzie po dniu pełnym wrażeń można odpocząć, zjeść dobrą kolację i patrzeć, jak kolejne miejsce powoli znika na horyzoncie. Nie trzeba się martwić o organizację transportu, a każda wyspa oferuje nowe przygody.

Czy Karaiby na statku to najlepszy sposób na poznanie Karaibów? To zależy. Jeśli chcesz głęboko zanurzyć się w kulturze jednej wyspy, poznać jej lokalne życie i odkryć mniej oczywiste zakątki, rejs może pozostawić niedosyt. Każdy postój to niecały dzieńznacza, że widzi się dużo, ale tylko powierzchownie.

Dla nas ten rejs był fantastyczną przygodą, pełną nowych miejsc i niesamowitych widoków, a fakt, że była to już trzecia karaibska trasa, pokazuje, że wciąż można tu odkrywać coś nowego.

Czy warto? Zdecydowanie tak – jeśli marzysz o różnorodnych Karaibach w pigułce, rejs to świetny wybór. A czy wrócimy? Nie wiem. Jeszcze jest tyle miejsc do odkrycia…

Agnieszka Skucińska

Nazywam się Agnieszka Skucińska i jestem sercem oraz głosem „Sagi w podróży”. Od kilkunastu lat spełniam swoje podróżnicze marzenia – od rejsów po Karaibach i fiordach Norwegii, przez podróże po Oceanie Indyjskim i Alasce, aż po wielkie road tripy w Górach Skalistych i parkach narodowych USA. Każde odwiedzone miejsce staram się opisać tak, aby czytelnicy mogli poczuć jego atmosferę oraz znaleźć inspirację i praktyczne wskazówki przydatne w planowaniu własnych podróży.

Zobacz wpisy